Leczyła raka u irydologa. W stanie bardzo ciężkim trafiła do szpitala
Guz wielkości pięści, przerzuty i skrajne wyczerpanie. W takim stanie trafiła pacjentka do szpitala w Szczecinie. Onkolodzy alarmują, że do takiego stanu mogła doprowadzić ją kuracja u irydologa. Sprawę bada szczecińska prokuratura.
Na oddział onkologiczny w Klinice Chirurgii Ogólnej i Transplantacyjnej Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie pacjentka trafiła w stanie bardzo ciężkim. Nowotwór w jej piersi był wielkości pięści.
Jak się okazało, kobieta wiedziała, że jest chora. Onkologom nie ufała, dlatego nie przyszła do szpitala. Dwa lata wcześniej zgłosiła się za to do irydologa. Czym jest irydologia? Wbrew pozorom, nie ma ona nic wspólnego z medycyną opartą na dowodach. To dziedzina, która zajmuje się diagnozowaniem chorób na podstawie badania tęczówki oka. W ten sposób irydolog miał też postawić diagnozę kobiecie ze szczecińskiego szpitala.
Onkolodzy, którzy badali pacjentkę, łapią się za głowę i podkreślają, że taka metoda diagnostyki nie istnieje. Każdy, kto zaleca chorym na nowotwór leczenie ziołami, jest znachorem. Tak też było w tym przypadku.
Pacjentka przez wiele miesięcy stosowała się do zaleceń irydologa. Suplementy diety i preparaty ziołowe nie przyniosły skutku. Guz piersi rósł. Kiedy jego rozmiar sięgnął kilku centymetrów średnicy, nowotwór dosłownie rozerwał pierś. Irydolog zaproponował kobiecie, by z wizytą w szpitalu wstrzymała się do dnia następnego. Rana miała "zaschnąć".
Onkolodzy z PUM sprawą są wstrząśnięci. Zawiadomili prokuraturę. Śledztwo prowadzone jest w sprawie, a to oznacza, że na razie nikomu nie postawiono zarzutów.
Całą sprawę opisuje Głos Szczeciński.