Trwa ładowanie...

Szpital odmawia wypisu jej synka do domu. "Ostatni rok to absolutne piekło"

Avatar placeholder
01.02.2023 14:01
Codziennie pokonuje ponad 100 km, żeby zobaczyć dziecko. "Ostatni rok to absolutne piekło"
Codziennie pokonuje ponad 100 km, żeby zobaczyć dziecko. "Ostatni rok to absolutne piekło" (Facebook)

Kiedy Ashleigh urodziła synka, okazało się, że maluch ma poważną wadę wrodzoną, która uniemożliwia mu samodzielne oddychanie. Z tego powodu chłopiec od roku nie opuścił szpitala, ponieważ wymaga stałej opieki dwóch osób, a młoda mama codziennie pokonuje ponad 100 km, by zobaczyć swoje dziecko.

Mały Rowan od początku jest w szpitalu
Mały Rowan od początku jest w szpitalu (Facebook)

1. Wada wrodzona układu oddechowego

Ashleigh Bamber z Preston (Wielka Brytania) jest młodą mamą, która od roku nie może zabrać swojego synka do domu. Wszystko przez to, że mały Rowan-George urodził się z atrezją przełyku – wadą wrodzoną, która charakteryzuje się brakiem otworu (w tym przypadku tchawicy).

Chłopiec tuż po porodzie przeszedł tracheotomię, a jego stan według lekarzy wymaga stałego monitorowania. Dlatego też od roku Ashleigh codziennie jeździ 56 km z Preston do Manchesteru i z powrotem, by móc zobaczyć synka.

Ashleigh codziennie jeździ ponad 100 km
Ashleigh codziennie jeździ ponad 100 km (Facebook)

Ashleigh jest przekonana, że pierwotnie Rowan-George miał wrócić z nią do domu, o ile będzie stale nadzorowany przez jedną osobę. Rodzina wydała 5 000 funtów (ok. 26 tys. złotych) na przystosowanie swojego domu, by móc się nim opiekować. Mimo to szpital odmówił wypisu.

- Miał cały sprzęt w domu, ale w ostatniej chwili szpital powiedział, że to nie wystarczy i potrzebuje dwóch opiekunów, a nie jednego. To absolutnie łamie serce. Mam tutaj cały jego sprzęt, wszystkie jego rzeczy, a on jest tam – mówi. – To moje dziecko, chcę go mieć przy sobie – dodaje.

2. Samotność w rodzinie

Kobieta zaznacza, że ma świadomość, że medycy uratowali życie jej synka, ale minął już rok, a on wymaga coraz więcej uwagi, by prawidłowo się rozwijać. Tego z kolei szpital nie jest w stanie zagwarantować.

- Zostawiają go samego i nie bawią się z nim. Nikt go nie przytula przed snem, nie całuje, nie pociesza, gdy się obudzi – mówi.

28-latka przyznaje, że "ostatni rok to absolutne piekło" i niewyobrażalna tęsknota. Ponadto cała rodzina musiała dostosować się do tej sytuacji. Ashleigh nie wróciła już do pracy, całkowicie poświęcając się dzieciom (ośmioletni Cameron ma autyzm), a jej partner Aaron pracuje na dwa etaty.

Rowan i Cameron
Rowan i Cameron (Facebook)

Stanowisko szpitala jest natomiast cały czas takie samo: chłopiec musi mieć stałą opiekę dwóch osób. Jeżeli coś się stanie z rurką tracheostomijną (zostanie zablokowana lub wyjęta), maluch może umrzeć.

Jedna osoba nie da rady samodzielnie udzielić pomocy i wezwać pogotowia. Niestety rodziny nie stać na zatrudnienie wykwalifikowanego opiekuna, by był z Rowanem, kiedy Ashleigh musi wyjść, odpocząć lub zająć się czymś innym.

"Staramy się jak najszybciej sprowadzić wszystkich naszych pacjentów do domu w bezpieczny sposób. Będziemy nadal wspierać Rowana-George'a i jego rodzinę w drodze do pomyślnego wypisu" – podsumował rzecznik szpitala dziecięcego w Manchesterze.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze