Trwa ładowanie...

Uchybienia są rażące. NIK kontroluje porodówki

 Ewa Rycerz
27.07.2016 13:48
Uchybienia są rażące. NIK kontroluje porodówki
Uchybienia są rażące. NIK kontroluje porodówki (123RF)

Brak poszanowania prawa do prywatności, stosowanie zagrażającego zdrowiu dziecka chwytu Kristellera, bardzo wysoki odsetek wykonywania cięć cesarskich, nieuzasadnione i nagminne dokarmianie mlekiem modyfikowanym. To niestety smutna rzeczywistość na polskich porodówkach. Mimo zaleceń ministerialnych, wskazań Światowej Organizacji Zdrowia i Amerykańskiej Akademii Pediatrii, w Polsce nadal rodzi się niezgodnie ze standardami opieki okołoporodowej – tak wynika z kontroli NIK.

 

Najwyższa Izba Kontroli właśnie opublikowała raport "Opieka okołoporodowa na oddziałach położniczych". Z dokumentu wyłania się obraz niezgodny z wprowadzonymi w 2012 roku standardami opieki nad ciężarną i  noworodkiem. Dlatego też NIK ostro krytykuje szpitale i zaleca rozwiązania.

Placówki kontrolowano w latach 2013 – 2015 (do 30 września). W tym czasie odbyło się tam 62 445 porodów. Jakich nieprawidłowości dopatrzyła się NIK?

Zobacz film: "Ciekawe gry i zabawy dla całej rodziny"

"Przede wszystkim ustalenia wskazują, że nie wszystkie skontrolowane oddziały położnicze zapewniały swoim pacjentkom i noworodkom świadczenia medyczne odpowiedniej jakości" – czytamy w oficjalnym komunikacie.

 

Główne zastrzeżenia NIK miała do pomieszczeń leczniczych, ich wyposażenia, również do zabezpieczenia niezbędnego personelu medycznego, np. podczas ewentualnego wystąpienia sytuacji nagłych oraz komplikacji przy porodzie i natychmiastowego przeprowadzenia cesarskiego cięcia.

W skontrolowanych szpitalach, mimo jednoznacznych wskazań zawartych w rozporządzeniu ministra zdrowia, kobiety zmuszone były rodzić na wieloosobowych salach porodowych. Niejednokrotnie są one przedzielone jedynie materiałowymi parawanami, a łóżka ustawione są przodem do drzwi wejściowych i korytarza.

Taki sposób organizacji pomieszczenia pozostawia wiele do życzenia i – zdaniem NIK – nie zapewnia pacjentkom prawa do intymności. Tylko osiem z  kontrolowanych szpitali spełniało wszystkie z opisanych w rozporządzeniu wymogi, w 16 placówkach funkcjonowały wielostanowiskowe sale porodowe oddzielone parawanami.

Takie ustalenia NIK potwierdzają same pacjentki. Co piąta kobieta pytana o poszanowanie intymności, miała zastrzeżenia.

Niestety, problem nie dotyczy tylko porodówek, ale także sal poporodowych. Choć standardy określają, że powinny znajdować się tam tylko dwie kobiety, zdarzały się szpitale, w których w jednym pomieszczeniu ulokowano nawet siedem pań.

Nagminne jest także dokarmianie noworodków mlekiem modyfikowanym, często bez jednoznacznych zaleceń lekarskich. Dane NIK potwierdzają tym samym wyniki opublikowanej niedawno ankiety przeprowadzonej przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Według danych, sztuczne mieszanki otrzymało aż 38 proc. nowo narodzonych dzieci. Praktyki tej nie stosowały tylko trzy szpitale.

Co jest przyczyną takiego stanu rzeczy? "W ocenie NIK wpływ na częste podawanie mleka modyfikowanego noworodkom może mieć atrakcyjna cena preparatów dostarczanych do szpitali w stosunku do ceny rynkowej (ok. 3 zł). W latach 2013–2015 producenci i dystrybutorzy dostarczali je bowiem za symboliczną opłatą od 0,01 zł za jednorazową buteleczkę o pojemności 90 ml (ze smoczkiem) lub nawet bezpłatnie" – czytamy w raporcie.

Choć szpitale podawanie sztucznego mleka motywowały kłopotami z laktacją, szczególnie u kobiet po cesarskim cięciu, uzasadnienia te nie miały pokrycia w kontrolach przeprowadzonych w innych szpitalach. W czterech placówkach w ogóle nie podawano mleka modyfikowanego dzieciom urodzonym z drodze cesarskiego cięcia, zaś np. w szpitalu w Kaliszu wskaźnik wynosił tylko 8 proc.

"Znaczne różnice w dokarmianiu noworodków mlekiem modyfikowanym, wynikają z podejścia personelu medycznego, a często z braku odpowiedniej liczby pielęgniarek i pośpiechu" – twierdzi NIK.

Bardzo poważnym uchybieniem jest także stosowanie chwytu Kristellera, który polega na uciskaniu brzucha rodzącej w celu przyspieszenia porodu. Tymczasem krajowy konsultant w dziedzinie położnictwa i ginekologii twierdzi, że stosowanie tej metody może doprowadzić do powikłań zarówno u matki, jak i dziecka. Może bowiem skutkować urazem mechanicznym płodu, uszkodzeniem krocza lub przedwczesnym oddzieleniem łożyska.

NIK zwraca także uwagę na bardzo wysoki wskaźnik wykonywania cesarskich cięć i przestrzega, że wbrew zaleceniom Światowej Organizacji Zdrowia, w Polsce liczba cesarek rośnie. "Średnio w  kontrolowanych szpitalach wskaźnik ten wzrósł z ponad 40 proc. w 2010 roku do ponad 47 proc. do września 2015 roku" – czytamy w raporcie.

Dodatkowo, jak podaje Instytut Matki i Dziecka, w Polsce cesarskie cięcia stanowiły aż 42 proc. wszystkich porodów, a wskaźnik ten był jednym z najwyższych w Europie, gdzie średnia wynosi 25 proc. W 2015 roku zajmowaliśmy już czwarte miejsce w Europie – podaje Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju.

W ocenie NIK skala nieprawidłowości na polskich porodówkach jest bardzo dużo. Co zatem proponuje? Przede wszystkim NIK oficjalnie wnioskuje do ministra zdrowia o rozważenie takich kwestii jak:

  • uwzględnienie we wzorze karty obserwacji porodu wszystkich czynności wynikających ze standardów opieki okołoporodowej;
  • wprowadzenie w rozporządzeniu w sprawie świadczeń gwarantowanych wymogu takiej organizacji pracy anestezjologów, aby w razie konieczności było możliwe natychmiastowe znieczulenie pacjentki;
  • wprowadzenie szczegółowych wymagań, jakim powinny odpowiadać pomieszczenia i urządzenia w szpitalach;
  • uregulowań gwarantujących zapewnienie pacjentkom prawa do intymności i godności na salach porodowych i w gabinetach badań;
  • podjęcie inicjatywy zmierzającej do utworzenia banków mleka kobiecego na terenie każdego z województw;
  • przeprowadzenia kampanii informującej kobiety o ewentualnych negatywnych skutkach jakie może spowodować zabieg cesarskiego cięcia.

     

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze