Trwa ładowanie...

Iwo i rak – historia pewnego łobuza

Avatar placeholder
05.02.2016 15:27
Iwo i rak – historia pewnego łobuza
Iwo i rak – historia pewnego łobuza

Iwo ma pięć lat i, jak mówi jego tata, „trenuje pełną szajbę”. Bo rzeczywiście jest wyjątkowo pogodny, rozbrykany i swojej chorobie śmieje się w twarz. A rak, jak na złość, z całej siły chce mu pokazać, że to on tu rządzi. I znowu wraca, w najmniej spodziewanym momencie. W chwili, kiedy chłopiec już niemal wyszedł na prostą.

Iwo Sobolewski to prawdziwy obraz żywego srebra. Skacze, dokazuje i wszędzie go pełno. A gdy w zabawie towarzyszy mu brat Borys, to razem potrafią postawić cały szpital na głowie. Tyle energii i szalonych pomysłów nie sposób pomieścić w czterech ścianach. Można się tylko zastanawiać, skąd u malucha takie niespożyte siły. Bo przecież nie jest zwykłym pięcioletnim chłopcem. To dzielny wojownik, który walczy z okrutnym i podstępnym nowotworem – niezwykle złośliwą neuroblastomą. Iwo ma już za sobą poważną, wielogodzinną operację, autoprzeszczep szpiku kostnego, kilkanaście cykli chemioterapii, naświetlania i wreszcie długą, męczącą i niezwykle kosztowną terapię przeciwciałami. Wydawałoby się, że już wystarczy zakrętów i przeszkód na drodze po zdrowie. Ale życie pisze często inne scenariusze.

spis treści

1. Rodzina walczy razem

Wszystko zaczęło się na wiosnę dwa lata temu. To wtedy podczas zabawy Iwo zaczął się skarżyć na ból plecków i nóżek. Kolejni specjaliści uspokajali, że to normalne, bo chłopiec rośnie. Ale rodzice czuli, że dzieje się coś złego. Na własną rękę zrobili wszystkie badania. Gdy na ból nie pomagały już żadne maści ani syropy, trafili do kliniki onkologii we Wrocławiu. Tu sprawy potoczyły się już błyskawicznie: jednego dnia rezonans magnetyczny, a drugiego diagnoza. Neuroblastoma IV stopnia. Z przerzutami do kręgosłupa.

Zobacz film: "Defekty odporności u dzieci"

Potem była operacja i chemioterapia, którą cała rodzina dzielnie znosiła razem.

Gdy Iwo zaczął tracić włosy, od razu wziąłem maszynkę i ogoliłem siebie, potem grzywkę Borysa, a żona ścięła się na krótko – opowiada pan Dariusz, tata Iwa.

Wszyscy stanęli na baczność i całą rodziną stawiali czoła chorobie. Bo wyzwanie stało przed nimi ogromne. Wiedzieli już wtedy, że Iwo musi przejść przez trudną terapię w Polsce, która jednak miała być tylko początkiem leczenia. Zdawali sobie sprawę, że ten wyjątkowo zjadliwy nowotwór może w każdej chwili wrócić. By temu zapobiec, potrzebne było bardzo drogie leczenie za granicą.

2. Po zdrowie i życie

Tata Iwa poruszył niebo i ziemię, żeby jego syn mógł się leczyć w jednym z najlepszych ośrodków w Europie. Udało się i w maju 2015 roku chłopiec rozpoczął nierefundowaną w Polsce terapię ANTY GD2 w niemieckim Greifswaldzie.

Źródło: Fundacja „Na ratunek dzieciom z chorobą nowotworową”
Źródło: Fundacja „Na ratunek dzieciom z chorobą nowotworową”

Immunoterapia nie była przyjazna dla organizmu Iwa, a poprzedzające ją zastrzyki z interleukiny powodowały nagły wzrost temperatury, często do 40 stopni C. Ból podczas podawania przeciwciał sprawiał, że syn musiał dostawać morfinę – wspomina pan Dariusz.

Ale najważniejsze było to, że cała rodzina wierzyła, że z każdym zastrzykiem, z każdą połkniętą tabletką Iwo jest bliżej pokonania choroby. Rodzice wiedzieli jednak, że podczas walki z tym złośliwym rakiem nie można spocząć na laurach. Gdy kończyła się terapia w Niemczech, zrobili wszystko, żeby Iwo został zakwalifikowany do leczenia DFMO w Stanach Zjednoczonych.

To ogromna szansa dla Iwa, aby raz na zawsze pokonał nowotwór. Koszt terapii to 115 000 dolarów, ale wierzę, że uda nam się zebrać tę zawrotną sumę i Iwo będzie pierwszym polskim dzieckiem, które przejdzie tę terapię – mówił w emocjach pan Dariusz.

3. Rodzinna armia rośnie w siłę

Właśnie wtedy, gdy już wszystko było na ostatniej prostej, pod koniec 2015 roku na Iwo i jego rodziców spadała straszna wiadomość – wznowa nowotworu. Po jednym z kontrolnych badań okazało się, że rak rozgościł się w główce chłopca.

Już byliśmy tak blisko, sam koniec terapii, tuż przed wyjazdem do USA – załamuje ręce pan Dariusz. – Sytuacja jest tym trudniejsza, że tym razem na raka nie zadziałała pierwsza chemia. Guz ani ciut się nie zmniejszył, a wręcz ukazał się nowy – opowiada ze łzami w oczach mężczyzna.

A Iwo? Wciąż się uśmiecha i łobuzuje. Dziarsko patrzy w oko kamery, gdy tata go nagrywa, żeby pokazać przyjaciołom, jak bardzo jest dzielny. A przyjaciół potrzebuje teraz wyjątkowo wiernych i oddanych. Bo koszty terapii są ogromne. Chłopczyk leczy się cały czas w Niemczech, gdzie zaczął terapię przeciwciałami. Lekarze robią wszystko, żeby powstrzymać przerzuty. Ustalają teraz konkretny plan leczenia, a ich największym przeciwnikiem jest czas. Ale cała rodzina jest silna. I walczy. Tym bardziej, że już za chwileczkę pojawi się kolejny żołnierz tej małej-wielkiej rodzinnej armii.

Bo już w kwietniu będę miał drugiego młodszego braciszka – ekscytuje się Iwo. Zaciska powieki i oczami wyobraźni widzi, jak razem będą rozrabiać i co będzie potrafiła zdziałać trójka braci Sobolewskich.

Ale żeby tak się stało, potrzebne jest wsparcie. Dla Iwo i dla setek podopiecznych Fundacji „Na ratunek dzieciom z chorobą nowotworową”. Pomóc może każdy. Wystarczy przekazać 1 proc. podatku z 2015 roku. Na stronie: 1procent.naratunek.org znajdziecie program, który pomoże wam wypełnić PIT, a małym wojownikom wygrać z rakiem. Może się wydawać, że kilka albo kilkadziesiąt złotych nie zmieni świata. Ale tak naprawdę da szansę i nadzieję na pokonanie raka, który potrafi się obudzić w najmniej spodziewanym momencie.

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze