Lekarze odsyłali ich sześć razy. 4-latek zmarł w ramionach matki
Kiedy czteroletni Rayhan obudził się w środku nocy z płaczem, jego mama wiedziała, że coś jest nie tak. Chłopiec wskazał tylko, że boli go głowa. Kobieta postanowiła zabrać go do lekarza, jednak ten stwierdził, że wszystko jest w porządku. Niestety nie było, a objawy stawały się coraz poważniejsze. Mimo że sześciokrotnie odwiedzili różnych pediatrów, diagnozę poznali dopiero na pogotowiu. Wtedy było już za późno.
1. Silny ból głowy u dziecka
Czteroletni Rayhan Majid z Airdrie (Wielka Brytania) zawsze był aktywnym i wesołym chłopcem. Nigdy nie chorował, a najwięcej radości sprawiały mu zajęcia sportowe. Niestety wszystko się zmieniło w październiku 2017 roku. Pewnego wieczoru obudził się z płaczem.
- Chwycił się za głowę i mówił, że jest gorąco – opowiedziała mama chłopca, Nadia. – Nie byłam w stanie nawiązać z nim nawet kontaktu wzrokowego. Później budził się w nocy z bólem głowy kilka razy, a rano wymiotował żółcią – dodała.
Wtedy rodzice chłopca wiedzieli już, że coś jest nie tak. Od razu zabrali go do lekarza rodzinnego, który stwierdził, że nie jest to żadna choroba wirusowa i postanowił zbadać go neurologicznie.
- Rayhan przeszedł badania śpiewająco i wyszło, że wszystko z nim w porządku – skomentowała. - Jego objawy zaczęły się wręcz nasilać, więc w ciągu sześciu tygodni zabraliśmy go do czterech różnych pediatrów przy sześciu różnych okazjach – dodała.
Jednak nawet to nic nie dało. Nadia była zbywana przy każdej wizycie, a jednocześnie widziała, że z jej czterolatkiem jest coraz gorzej.
- Kiedy oglądał telewizję, powtarzał, że nic nie słyszy i ustawiał telewizor bardzo głośno. Zauważyliśmy również, że nie wyrabiał się w drzwiach, uderzając o futryny – mówi.
2. Tragiczna diagnoza
Rodzice byli przekonani, że z ich dzieckiem dzieje się coś bardzo złego, ale wiedzieli, że nie chcą wracać do lekarzy rodzinnych, którzy ciągle ich zbywali. W końcu postanowili zabrać chłopca na pogotowie w Szpitalu Uniwersyteckim Królowej Elżbiety w Glasgow.
Wtedy też okazało się, że czterolatek miał w mózgu guz o wymiarach 3 na 4 cm. Kolejne badania wykazały, że jest to agresywny nowotwór – rdzeniak trzeciego stopnia, który dotykał pnia mózgu chłopca.
Konieczna była natychmiastowa operacja usunięcia jak największej części guza. Po tym planowano sześć tygodni radioterapii i cztery miesiące chemioterapii. Jednak zanim do tego doszło, kolejne badania rezonansem wykazały, że rak się rozprzestrzenił.
- Po operacji rozwinął się mutyzm móżdżkowy i Rayhan nie mógł mówić ani chodzić - opowiedziała Nadia. - Z pełnego życia chłopca, który cały czas się śmiał, stał się cichym i niezdolnym do ruchu - dodała.
Niestety pomimo leczenia Rayhan zmarł w ramionach ukochanej matki.
3. Walka z nowotworami
Od tamtej pory minęło już prawie pięć lat, ale rodzice chłopca wraz z całą rodziną bardzo aktywnie działają na rzecz walki z nowotworami dziecięcymi. W tym roku Nadia podjęła wyzwanie Brain Tumor Research. Będzie wykonywać 10 tys. kroków dziennie, by zebrać pieniądze na badania nad rdzeniakiem.
- Jesteśmy naprawdę wdzięczni Nadii i zespołowi Remembering Rayhan za podjęcie wyzwania, ponieważ tylko dzięki wsparciu ludzi takich jak oni jesteśmy w stanie prowadzić nasze badania nad nowotworami mózgu i poprawić wyniki leczenia pacjentów walczących z tą okropną chorobą – podsumował Matthew Price z Brain Tumor Research.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl