Najpierw chciało mu się pić, później zaczął gorzej widzieć. 10-letni Tymek Matuszewski walczy z rzadkim nowotworem
10-letni Tymek Matuszewski rok temu zaczął odczuwać wzmożone pragnienie. Badania wykazały problemy endokrynologiczne, a wizytę u specjalisty wyznaczono na odległy termin. Niestety w międzyczasie doszły kolejne nietypowe objawy, które doprowadziły do diagnozy: złośliwy germinalny nowotwór szyszynki. Mimo że Tymek dzielnie wszystko znosi, jego rodzina nie jest w stanie pokryć kosztów związanych z leczeniem. - Diagnoza spadła na nas jak grom z jasnego nieba - mówi mama chłopca.
1. Pierwsze niepokojące objawy
Jeszcze rok temu Tymoteusz Matuszewski żył jak typowy 10-latek. Rozwijał się prawidłowo, dobrze się uczył, a wolny czas spędzał z przyjaciółmi. Jednak na przełomie czerwca i lipca 2021 roku jego rodzice zauważyli coś niepokojącego - Tymek zaczął bardzo dużo pić i siusiać.
- Poszliśmy do pediatry, zostaliśmy skierowani do endokrynologa i tak Tymek trafił do szpitala. Na miejscu zdiagnozowano mu moczówkę prostą. To jest takie endokrynologiczne schorzenie polegające na tym, że w przysadce nie jest wydzielana wazopresyna, która służy do zagęszczania moczu – tłumaczy w rozmowie z WP Parenting mama chłopca, pani Magdalena.
Po diagnozie Tymek musiał zacząć przyjmować hormony trzy razy dziennie i został skierowany na rezonans przysadki. Mimo że sprawa była pilna, to badanie odbyło się dopiero w listopadzie. Wtedy też okazało się, że chłopiec ma torbiele na przysadce mózgowej i musi być pod opieką endokrynologa. Tu z kolei pierwsza wizyta zaplanowana jest dopiero na lipiec 2022.
2. Problemy ze wzrokiem, a nowotwór
Niestety okazało się, że kwestie endokrynologiczne to niejedyne problemy chłopca. W kwietniu Tymoteusz zaczął skarżyć się na silne bóle głowy i problemy z widzeniem.
- Pewnego razu, kiedy wrócił ze szkoły, powiedział, że zaczął podwójnie widzieć - mówi mama. - No więc zapisaliśmy się do okulisty, okazało się, że wyszła mu normalna wada wzroku, ale pani zauważyła, że nie może poruszać gałkami ocznymi do góry. Skierowała nas pilnie na neurologię dziecięcą - dodaje.
Po wykonaniu rezonansu magnetycznego okazało się, że chłopiec ma guza nie tylko na przysadce mózgowej, ale także na szyszynce. Dodatkowe badanie wykazało, że zrobiło się również wodogłowie w komorach mózgowych, ponieważ guz uniemożliwiał przepływ płynów.
- Kilka dni później miał już operację, polegającą jedynie na odbarczeniu tego płynu. Z guzem nic nie robiono, ponieważ jest nieoperacyjny. Pobrano jedynie biopsję do badań - tłumaczy pani Magdalena.
Po otrzymaniu wyników stwierdzono u Tymka złośliwy germinalny nowotwór szyszynki. Oznacza to, że zapoczątkowany był już w życiu płodowym, ponieważ wywodzi się z pierwotnych komórek rozrodczych. Kiedy chłopiec zaczął dojrzewać, nowotwór się uaktywnił.
- Diagnoza spadła na nas jak grom z jasnego nieba. Dowiedzieliśmy się, że ta torbiel jest i czekaliśmy na wizytę u endokrynologa, która jak się później okazało, byłaby zdecydowanie za późno. Potem wszystko bardzo szybko się rozwinęło - mówi mama.
3. Zbiórka na leczenie
Od tamtej pory Tymek jest pod opieką oddziału onkologii dziecięcej w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym im. Marii Konopnickiej w Łodzi. Dwa dni po przewiezieniu do szpitala została wdrożona chemioterapia.
- Jesteśmy już po dwóch cyklach, 10 czerwca jedziemy na kolejny. Zaplanowane mamy cztery cykle, potem mamy rezonans kontrolny i radioterapię. Jednak jak to będzie konkretnie wyglądać, zależy od wyników badań - mówi pani Magdalena. - Chemioterapia ma za zadanie zmniejszyć guz, a radioterapia ma go ostatecznie "wypalić", usunąć - dodaje.
Niestety koszty związane z leczeniem przekraczają możliwości finansowe rodziny. Teraz najważniejsze jest zebranie 30 tys. złotych, dzięki którym rodzice Tymka będą mogli pokryć kosztowną suplementację, specjalistyczną dietę i coraz droższe dojazdy do szpitala, a ten oddalony jest od miejsca zamieszkania rodziny o ponad 100 kilometrów.
- Najwięcej kosztuje nas suplementacja i dojazdy do szpitala, a tam musimy być co najmniej raz w tygodniu na zmianę opatrunków, bo syn ma założone wejście centralne do podawania chemii - mówi mama chłopca.
Pani Magdalena zaznacza, że Tymek bardzo dzielnie znosi leczenie. Z ogromem zrozumienia stosuje się do zaleceń i cierpliwie przyjmuje skutki uboczne chemioterapii.
- Około tygodnia po wlewie jest bardzo biedny, wymiotuje, źle się czuje. Najchętniej by ten czas po prostu przespał – mówi mama. – Te dni są ciężkie, ale na szczęście potem nabiera sił, apetyt mu wraca i jak wyniki są odpowiednie, to wypisują nas do domu na dwa tygodnie, aż do kolejnej chemii. Tymek jest z tym pogodzony i wie, że musi to przetrwać. Jest bardzo dzielny – podsumowuje.
Dowolnej wysokości kwoty można wpłacać za pośrednictwem strony fundacji Cancer Fighters. Pomóc możesz TUTAJ. Liczy się każda złotówka!
Maria Krasicka, dziennikarka Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl