“Siedziałam i wyłam. Błagałam, żeby sprawdzili to jeszcze raz”. Co roku 40 tys. Polek doświadcza poronienia
Utrata dziecka to tragedia dla każdego rodzica, po której nic nie jest już takie samo. Szacuje się, że jednak na sześć udokumentowanych ciąż kończy się poronieniem w pierwszym trymestrze. W przypadku pierwszej ciąży, ryzyko utraty dziecka wynosi 5 proc.
1. Paulina, 29 lat
23 grudnia 2008 świat mi się zawalił - był to 40 tydzień ciąży. Wtedy podczas kontrolnej wizyty w szpitalu dowiedziałam się, że nie zostanę mamą, że serce mojego ukochanego synka nie bije. Najbardziej boli, kiedy wspominam, jak lekarze mówili, że wszystko jest ok, że moje dziecko jest zdrowe. Niestety, było inaczej.
Mój synek przestał się rozwijać w 34 tygodniu ciąży (prawdopodobnie przycisnął sobie barkiem pępowinę). A ja niczego nieświadoma szykowałam łóżeczko, ubrania, wózek...
Nigdy nie zapomnę mojego maleństwa w tej białej, maleńkiej trumnie, takiego bezbronnego.
2. Katarzyna, 26 lat
Półtora roku staraliśmy się o dziecko i w końcu nadszedł ten upragniony dzień, w którym test pokazał dwie kreski.
Poszłam do lekarza, który potwierdził ciążę. Czułam wielką radość. Co miesiąc chodziłam na wizyty, robiłam badania, wszystko było w normie. W 22 tygodniu budząc się rano zauważyłam drobne plamienie. Pojechałam na izbę przyjęć.
Po badaniu okazało się, że muszę zostać w szpitalu. Miałam rozwarcie na 6 mm. Moje dziecko musiało się urodzić. Córeczka była na świecie zaledwie dwie godziny i pięć minut.
Nie pogodzę się nigdy ze stratą dziecka, to zbyt ogromny ból. Powracają wspomnienia - pierwsze ruchy dziecka, nasze wspólne wizyty na USG, kiedy widzieliśmy naszą córkę, wybór imienia, nawet pierwsze zakupy ubranek. Teraz pozostał smutek i żal do całego świata, że odebrano nam najcudowniejsze chwile naszego życia.
Wybór pomnika dla niej to jedna z najcięższych decyzji, jakie musiałam podjąć.
3. Aleksandra, 33 lata
O ciąży dowiedziałam się w 3 tygodniu. W 6 tygodniu poszłam do lekarza, który stwierdził, że zarodek jest w macicy, ale na jajniku mam coś, co mu wygląda na ciążę pozamaciczną. Powiedział, że trzeba to sprawdzić i poczekać na wyniki badań.
Jeszcze tego samego dnia pojechałam do szpitala, nakłamałam, żeby mnie przyjęli. To był sobotni wieczór, więc przeleżałam w szpitalu do poniedziałku. W poniedziałek zrobili mi USG. Serce biło, płód się rozwijał, a domniemana ciąża pozamaciczna okazała się cystą.
Po kilku tygodniach naszły mnie czarne myśli. Czułam intuicyjnie, że coś jest nie tak, ale wszyscy wokół mówili, że to normalne. Niby mnie uspokoili, ale ja wiedziałam, że coś jest nie w porządku. Poszłam do szpitala, znowu skłamałam, żeby mnie przyjęli. Tym razem odesłali mnie do domu - nie zrobili nawet USG, dali tylko paracetamol. Ciągle czułam, że z dzieckiem dzieje się coś złego.
Na badanie USG szłam jak na skazanie. Ciągle wierzyłam, że to tylko moje urojenia i że z dzieckiem wszystko będzie ok. Szybko okazało się, że nie ma już nadziei. Lekarka powiedziała, że nie może znaleźć serca. Zarodek jest, ale nie ma bicia serca.
Przyszła kolejna osoba, żeby mnie zbadać. Powiedziała to samo. Siedziałam i wyłam. Błagałam, żeby jeszcze raz mnie zbadali. Poprosiłam o pomiar zarodka - okazało się, że ma niecałe 3 cm.
Następnego dnia miałam skierowanie na zabieg. Zapytałam lekarza, czy pomyłka jest możliwa. Owszem, to się zdarza, ale tylko wtedy, gdy zarodek miałby ok. 7 cm. Moja iskierka nadziei znikła zupełnie.
W Polsce co roku roni około 40 tys. kobiet. To tylko suche statystyki. W rzeczywistości w wielu domach odgrywają się dramaty, które na zawsze zmieniają rodziny.