Dyskryminacja z powodu choroby skóry. Nauczyciel żądał zaświadczenia, że dziecko nie zaraża
W XXI wieku co piąte dziecko choruje na atopowe zapalenie skóry. Uznaje się je za chorobę cywilizacyjną. Mimo tego chore dzieci wciąż w pewnych środowiskach traktuje się jak trędowatych. Przekonała się o tym Aleksandra, mama 3-letniego Kacpra.
1. Zaświadczenie, że ''dziecko nie zaraża''
Kilka dni temu na fanpage'u Dermatolook pojawił się wpis, w którym poruszony został wątek atopowego zapalenia skóry, czyli AZS. Do dermatolożki zgłosiła się mama, która potrzebowała zaświadczenia, że jej córka, która choruje na AZS, nie zaraża i może bawić się z innymi dziećmi.
Fakt, że takiego rodzaju zaświadczenie trzeba przynieść, wywołał oburzenie większości rodziców. Na kilku internetowych grupach zrzeszających rodziców dzieci chorych na AZS zapytałam, jak wygląda sytuacja w ich przedszkolach i szkołach oraz czy placówki wymagają zaświadczenia o stanie zdrowia dziecka.
Większość rodziców przyznała, że zaświadczenie od lekarza przynosiła, ale na tym skończyła się uciążliwość ze strony szkoły. Wśród komentarzy pojawił się też wpis pani Aleksandry, która miała zupełnie inne doświadczenia.
2. Patrzą na dziecko jak na trędowate
Aleksandra jest mamą trójki dzieci. Wszystkie są jeszcze w wieku przedszkolnym. 3-letni syn Kacper cierpi na atopowe zapalenie skóry. Gdy chłopiec szedł do przedszkola, był dopiero diagnozowany.
- Mieszkam w małej miejscowości, jest tylko jedno przedszkole, wszyscy rodzice się znają. Podczas zapisywania syna powiedziałam dyrektorce, że u dziecka jest podejrzenie AZS, ale że choroba nie zagraża innym dzieciom. Pani dyrektor poprosiła, żebym przyniosła zaświadczenie od lekarza. Jak sama stwierdziła: ''żeby się pani nikt nie czepiał'' - opowiada WP parenting Aleksandra.
Jedno zaświadczenie okazało się jednak niewystarczające. Po wizycie u alergologa szkoła zażądała drugiego zaświadczenia, że syn pani Aleksandry jest zdrowy i nie zaraża.
Kacper uczęszczał do przedszkola z innymi dziećmi i wszystko było w porządku, dopóki objawy choroby nie były widoczne na skórze.
- Zimą syn miał wykwit. Na buzi zrobiły mu się plamki. I wtedy się zaczęło traktowanie dziecka jak trędowatego.
Tak się złożyło, że zaostrzenie objawów choroby miało miejsce podczas Dnia Babci i Dziadka, organizowanego w przedszkolu Kacpra. Inni rodzice patrzyli na chłopca z niepokojem i izolowali swoje dzieci. Mimo zaświadczeń, które jednoznacznie stwierdzały, że choroba chłopca nie jest zaraźliwa i nie zagraża innym dzieciom, przypięli mu łatkę osoby chorej.
3. Niech pani zabierze syna do domu
Przedszkolanki powiedziały pani Aleksandrze, że jej syn powinien przebywać w domu, dopóki nie zostanie wyleczony, a plamy nie znikną. Na nic zdały się tłumaczenia, że syn jest zdrowy, a sam proces zaleczania objawów AZS-u może trwać nawet kilka tygodni.
- Interweniowałam u dyrektorki, ale ta zasugerowała mi, że syn powinien kilka dni zostać w domu. Rozdrapał rankę na policzku i miał wrócić jak tylko się zagoi. Zabrałam go do domu.
Kacper przez trzy tygodnie był z mamą w domu. Gdy w końcu udało się zaleczyć objawy choroby na tyle, by mógł wrócić do szkoły, przedszkolanki od razu zażądały od pani Aleksandry kolejnego zaświadczenia na temat zdrowia dziecka. Na odpowiedź, że przecież dwa zaświadczenia leżą w sekretariacie szkoły, stwierdziły, że potrzebne jest świeże.
- Odpuściłam. Umówiłam się na wizytę do dermatologa, żeby to zaświadczenie uzyskać. Jak odbierałam syna z przedszkola, pani, która go uczy, powiedziała przy wszystkich innych mamach, że na zaświadczeniu ma być napisane, że ''syn nie zaraża''. W jednej chwili wszystkie spojrzenia były skierowane na mnie. To było koszmarne - opowiada Aleksandra.
Dermatolog, u którego była pani Aleksandra, uznał, że takie zaświadczenie jest zbędne i że szkoła nie ma prawa wymagać kolejnego potwierdzenia, że choroba nie przeszkadza dziecku w normalnym funkcjonowaniu.
Kacper wrócił do przedszkola, ale pani Aleksandra już zastanawia się, co będzie wiosną, jeśli AZS znów się zaostrzy.
4. Problemy z rówieśnikami
Kacper ma problemy nie tylko w przedszkolu. Większość rodziców wie, że chłopiec jest przewlekle chory. Dopóki na jego buzi i rączkach nie ma widocznych plam, nie ma żadnego problemu. Ten pojawia się, gdy objawy się zaostrzają.
- Na placu zabaw bawi się przeważnie z siostrami i trójką innych dzieci. Większość mam izoluje swoje pociechy, bo boi się, że się zarażą. Ale czym? Powtarzam, że syn jest zdrowy i nie jest zagrożeniem dla innych - mówi.
Kilka dni temu jedno z dzieci dostało w przedszkolu wysypki. W pierwszej chwili to Kacper został oskarżony o to, że zaraził chłopca. Oczywiście nie była to prawda. Za każdym razem, gdy taka sytuacja ma miejsce, Aleksandra musi tłumaczyć, że to nie przez jej syna. Czasem pomaga.
5. Potrzebna jest podkładka
Przypadek pani Aleksandry nie jest odosobniony. Okazuje się, że wielu rodziców musiało przynieść do przedszkola lub szkoły zaświadczenie, że dziecko może uczęszczać na lekcje.
Pani Agnieszka wspomina, że przy rozmowie z dyrektorem padło stwierdzenie, że on wie, co to za choroba, ale gdyby rodzice mieli jakieś wątpliwości odnośnie zdrowia dziecka, to zaświadczenie będzie podkładką, że z dzieckiem wszystko jest w porządku.
Z kolei Monika nie może zrozumieć, jak w dobie internetu i dostępu do informacji można nie wiedzieć, że całe mnóstwo dzieci ma problemy alergiczne. Przecież nikt nie pośle do przedszkola dziecka, które ma chorobę zakaźną. Kobieta nie rozumie, jak placówka może wymagać zaświadczenia tylko po to, żeby pokazywać je innym rodzicom.
Inna mama usłyszała od dyrektorki, że zmiany skórne jej syna są obrzydliwe. Według niej konieczne było zaświadczenie, że dziecko nie zaraża, bo z jego wyglądu można wywnioskować coś zupełnie przeciwnego.
- Niech pani o tym napisze. W większych miastach faktycznie nie ma problemu. Rodzice i nauczyciele są bardziej świadomi i nie robią dzieciom takich problemów. W małych miejscowościach jest inaczej. Mam nadzieję, że ludzie, którzy nie do końca zdają sobie sprawę z tego, czym jest AZS w końcu zrozumieją, że to nie jest zaraźliwa choroba - dodaje na koniec Aleksandra.
6. Co wiemy o atopowym zapaleniu skóry?
Atopowe zapalenie skóry (AZS) to choroba, której podstawą są zaburzenia w układzie odpornościowym. AZS często pojawia się razem z alergiami pokarmowymi, katarem siennym czy astmą.
- Atopowe zapalenie skóry jest chorobą uwarunkowaną genetycznie. Zarażenie tą chorobą jest niemożliwe - tłumaczy ekspert WP abcZdrowie dermatolog Dariusz Czubiński.
Objawy obejmują silny świąd skóry i pojawiające się na niej wykwity, tzw. wypryski atopowe. Powstają w miejscach, gdzie skóra miała styczność z alergenem. Tworzą ogniska rumieniowe, w których pojawiają się pęcherzyki, nadżerki i drobne grudki. Leczenie AZS polega na łagodzeniu objawów choroby.
- Atopowe zapalenie skóry to nawrotowa choroba skóry, która może trwać całe życie, chociaż w większości przypadków objawy ustępują w wieku szkolnym (od ok. 7 roku życia do okresu dojrzewania). Nie można jednak mówić o wyleczeniu AZS, bo objawy mogą powrócić nawet po wielu latach - dodaje dermatolog Katarzyna Kisiel.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl