Trwa ładowanie...

"Kiedy było mi wyjątkowo źle, zakładałam buty na obcasie, brałam leki i zastrzyk do torby i wyruszałam do znajomych."

Magda Więcławska
Magda Więcławska (Facebook)

Rak jajnika to niezwykle niebezpieczny i skrycie rozwijający się nowotwór. W Polsce w ciągu ostatnich lat liczba chorujących kobiet wzrosła prawie trzykrotnie. Każdego roku diagnozuje się w naszym kraju około 3 tys. zachorowań, a w Europie prawie 25 tys. Większość chorujących kobiet, przekroczyła 55 lat. Jednak nowotwór atakuje również o wiele młodsze osoby, nawet takie, które jeszcze nie zdążyły wkroczyć w dorosłość.

spis treści

Tak było w przypadku Magdy Więcławskiej, która ma 17 lat i walczy z rakiem. To niezwykle silna dziewczyna, która chce wygrać tę walkę, a my możemy jej w tym pomóc. Zobaczcie szczere wyznanie dziewczyny, która przeszła już naprawdę wiele, a mimo to zaraża pozytywną energią.

1. Tak zaczęła się moja historia...

Wszystko zaczęło się w 2014 roku, kiedy czułam nieznośny ból podbrzusza, powracający co jakiś czas. Na początku został zdiagnozowany jako zapalenie wyrostka robaczkowego, później pęcherzyki na jajniku. Z uwagi na mój wiek odradzono mi terapię hormonalną i powiedziano, że pęcherzyki mogą wchłonąć się same.

Dostałam leki przeciwbólowe. Pocieszano mnie, że to nic poważnego. Gdy leki przeciwbólowe przestawały powoli działać, przyjęłam to jako impuls do dalszych poszukiwań przyczyny złego samopoczucia.

Zobacz film: "Shannen Doherty: "Rak zmienił moje życie na lepsze""

Trafiłam na oddział ginekologiczny, gdzie stwierdzono, że najprawdopodobniej cierpię z powodu problemów z jelitami, które po serii badań gastrologicznych sprecyzowano, jako zespół jelita nadwrażliwego. W ciągu kolejnych miesięcy stosując się do zaleceń lekarza nie zaobserwowałam poprawy. Pojawiły się za to naprzemienne zaparcia i biegunki, potęgujące ból w podbrzuszu.

6 objawów zespołu policystycznych jajników
6 objawów zespołu policystycznych jajników [7 zdjęć]

Zespół policystycznych jajników (PCOS) diagnozuje się coraz częściej. Szacuje się, że problem ten dotyczy

zobacz galerię

Od tego momentu, aż do rozpoznania guza, każda diagnoza była inna, co skutkowało ciągłymi zmianami leków. W końcu zaczęłam też korzystać z terapii hormonalnej. Pewnego dnia z powodu nieznośnego bólu brzucha trafiłam do szpitala w Łowiczu, gdzie wykonano mi badania krwi. Wtedy pierwszy raz zaobserwowano u mnie mocno podwyższone CRP.

Były takie dni kiedy kołowało mi się w głowie, ciężko mi się oddychało i męczyłam się nawet chodząc. Lekarz oznajmił, że mam się nie martwić, bo podwyższone CRP może być spowodowane nawet zapaleniem zęba, jednak niepokojące pozostawało wciąż USG, z którego nic jasno nie wynikało oraz fakt, że antybiotyki nie przynoszą rezultatów. Trafiłam do kolejnego szpitala.

2. Diagnoza zwaliła mnie z nóg

Wykryto u mnie yersinię, to rodzaj bakterii. Po leczeniu antybiotykami CRP zmalało nieznacznie, by później w ciągu jednego tygodnia wzrosnąć dwukrotnie. Byłam faszerowana lekami, przyjmując nawet 16 tabletek dziennie.

Wiedziałam, że coś jest nie tak - teraz wiem, że niepokój, który wzbudzało we mnie zachowanie organizmu, nie był bezpodstawny. Z bezsilności udałam się do lekarza internisty, którego polecono mojej mamie. On skierował mnie do kolejnego szpitala, tym razem w Głownie.

To miejsce już zawsze będzie mi się kojarzyć z oczekiwaniem na wyniki i świadomością, że coś jest nie tak, że po 2 latach poszukiwań poznałam najtrudniejszą z prawd, jakie mogły na mnie czekać. Przeczuwałam jaka będzie diagnoza.

Najbardziej znamiennym elementem choroby nowotworowej w moim przypadku był rosnący brzuch, który na początku identyfikowany był, jako efekt uboczny zaburzonej pracy jelit, jednak później okazało się, że to wodobrzusze spowodowane przez guza. Widziałam jak rośnie we mnie rak, z dnia na dzień czując coraz większy ucisk na organy wewnętrzne. Rozpoczęła się chemioterapia.

Zobacz także:

Miałam piękne, brązowe, długie włosy i podczas chemii, co rano powtarzałam z mamą ten sam rytuał. Siadałam na krześle, a ona mnie czesała. Nie wierzyłyśmy, że wypadną. Czesała mnie codziennie, aż do dnia, w którym jej nadzieja, że nie będzie trzeba obciąć włosów zupełnie podupadła.

Włosy wypadały mi garściami, zostawiając łyse przestrzenie. Podjęłam decyzję, udałam się do fryzjera, i spoglądając po raz pierwszy na moje nowe oblicze, pomyślałam sobie:uff, wyglądam ładnie...

Od tego momentu bardzo ważne zaczęło być dla mnie przekazywanie innym motywacji do wiary w siebie. Zdałam sobie sprawę, że moja "niedoskonałość" nadała mi wyjątkową siłę. Wyglądałam jak żołnierz, którym tak bardzo chciałam zostać zanim zachorowałam.

Chemia nie przynosiła jednak oczekiwanych efektów. Planowano wtedy operację, która ostatecznie nie doszła do skutku i patrząc na to z perspektywy czasu wiem, że już wtedy ze mnie zrezygnowano.

Magda, ma 17 lat i walczy z nowotworem jajnika
Magda, ma 17 lat i walczy z nowotworem jajnika (Facebook)

3. Zaczęłam walkę...

Pewnego dnia mama powiedziała mi że przyjdzie do mnie "jakaś pani z fundacji", która chce pomóc mi uzbierać środki na leczenie. Było to przed pierwszym organizowanym dla mnie koncertem i burzą wiadomości na facebooku od osób, które chciały mnie wesprzeć.

Łatwo sobie wyobrazić moje zadowolenie z faktu, że w momencie kiedy siedzę w domu obolała, przeżywając jedne z najtrudniejszych chwil w życiu, ktoś ma wtargnąć w moją przestrzeń, będąc do tego wszystkiego jakąś obcą, pewnie zdystansowaną kobietą, z którą ciężko będzie mi rozmawiać.

Nie byłam zachwycona, ale nie mając wyjścia czekałam na jej przybycie. Otworzyły się drzwi, wyszłam z pokoju i okazało się że ta "pani" jest niewiele starsza ode mnie i przyszła ze swoją koleżanką.
W ten sposób zaczęła się znajomość, która przerodziła się w przyjaźń. Martyna znalazła mnie na facebooku.

Magda Więcławska walczy z rakiem od 2016 roku
Magda Więcławska walczy z rakiem od 2016 roku (Facebook)

Bardzo chciała mi pomóc i skontaktowała się z moją mamą, pomogła założyć mi konto w fundacji i fanpage. Okazało się, że wspólnie udało nam się zebrać dla mnie 200 tys. zł w pierwszy tydzień trwania zbiórki. Dwie bardzo młode osoby stworzyły coś, co wydawałoby się niemożliwym. Mając tak ogromne pieniądze byłam przekonana, że wyjadę na terapię i już za moment będzie lepiej.

Pomimo (jak się później dowiedziałam) krytycznego stanu, starałam się żyć normalnie i w miarę możliwości aktywnie. Kiedy było mi wyjątkowo źle, zakładałam buty na obcasie, brałam leki i zastrzyk do torby i wyruszałam do znajomych.

Moje markery nowotworowe wynosiły wtedy ponad 500. Byłam nieświadoma tego, co mówili na mój temat lekarze i teraz myślę, że to mogło mnie uratować. Czekałam żeby podjąć kolejny krok, podczas gdy moi bliscy desperacko poszukiwali kliniki, która podejmie się operacji.

Teraz już wiem, że wymknęłam się śmierci. Zostałam zoperowana w ostatniej chwili, kiedy płyn z wodobrzusza podchodził do płuc. Musiałam podpisać zgodę na stomię. Nikt nie dawał mi szans. Nie było żadnych procentów, które zazwyczaj podaje się w krytycznych przypadkach. Mówiono, że pewnie będzie trzeba usunąć mi większość organów, że nie przetrwam operacji lub pierwszych 3 dni po niej.

Nikt nie powiedział mi tego na głos, ale wiedziałam, że tak właśnie może wyglądać mój koniec. Kiedy odzyskałam świadomość przez kilka dni towarzyszył mi ból, który i tak był lepszy od uczucia rozpierania i ucisku, który towarzyszył mi do tej pory, bo nie zwiastował już rozwoju nowotworu.

Wiedziałam, że zaczyna się dla mnie kolejny etap walki. Wycięto mi 17 centymetrowego guza, fragment jelita, wyłoniono stomię, usunięto oba jajniki, oraz macicę. Przetrwałam.

5 dni po operacji zacisnęłam zęby, założyłam szlafrok i wyszłam na spacer po oddziale. Wiedziałam, że bezczynność to powolne umieranie, a ja chciałam żyć, jak nigdy wcześniej. Po operacji wyjątkowo szybko doszłam do siebie. Wróciłam do domu z poczuciem, że najważniejsza bitwa jest już za mną.

Oczekiwałam koszulek, które zaprojektowałam Martyna. Wcześniej rozmawiałyśmy, że fajnie byłoby je zrobić. Ona wiedziała, że podoba mi się jasny róż, który stał się dla nas symbolem akcji, zaprojektowała je pod moje gusta, bo dużo opowiadam jej o sobie, o tym co czuję i o tym co lubię. Podczas gdy było ze mną bardzo źle, wpadłyśmy też na pomysł kręcenia filmików na youtube.

Cieszyłam się, że nadchodzą nowe pomysły i wyzwania, bo to one nadają sens całej walce. Otrzymywałam też niesamowite wsparcie od mojej cudownej drużyny Wygraj Rundę z Magdą, która wspierała mnie kiedy było mi gorzej.

Zaczęły się też wyjazdy do kliniki hipertermii w Hannover, które w połączeniu w dietą, efektami operacji, wlewami z witaminy C oraz specjalną chemią sprawiły, że markery zaczęły spadać. Teraz, kiedy o tym opowiadam jestem 3 miesiące po operacji i markery spadły prawie dwadzieścia razy. Po raz pierwszy od bardzo dawna zaczynam czuć nadchodzący spokój.

Zobacz także:

Już niedługo będzie lato, pojedziemy z Martyną nad morze. Będziemy pływać na deskach surfingowych, moczyć nogi w ciepłej wodzie zatoki i korzystać z życia najmocniej, jak tylko potrafimy.

Chcę próbować nowych rzeczy i powoli wracać do dawnej sprawności. Nowotwór nauczył mnie marzyć i dążyć do realizacji swoich marzeń, radości z małych rzeczy, uśmiechu, miłości do siebie i swojego ciała.

Walczę dalej, stąpając pewniej po powierzchni ziemi, czując, że z każdym dniem jestem coraz bliżej wygranej. Chciałabym, żeby osoby czytające moje słowa, oglądające moje filmy - zarówno te chore jak i zdrowe, wyciągnęły z nich najważniejszą wiadomość:

"Twoje życie trwa teraz. Nigdy nie będziemy młodsi. Dbajmy o siebie, róbmy badania i żyjmy teraz tak, jakby jutro miało nigdy nie nadejść."

Wygraj rundę z Magdą
Wygraj rundę z Magdą (Facebook)

4. Możesz pomóc

Teraz moim planem jest podjęcie leczenia w klinice w niemieckim mieście Hannover. Klinika ta oferuje leczenie nowotworów przy pomocy metody zwanej hipertermią oraz wlewów z witaminy C, wspartych detoksykacją organizmu i innych, innowacyjnych metod. Jeden, 3 tygodniowy cykl leczenia kosztuje ponad 50 tysięcy złotych, co wykracza poza możliwości finansowe moich rodziców.

Mam bardzo mało czasu na zebranie ogromnej sumy, ponad 200 tys. zł, finansującej pierwsze cztery cykle. Mój czas na podjęcie leczenia nie liczy się już w miesiącach, ani tygodniach, a w dniach.

Magdę można wspomóc, dzięki zbiórce pod tym adresem: Walka Magdy z nowotworem. Pilne!

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze