Trwa ładowanie...

Zakaźnicy mają ręce pełne roboty. "Możemy już mówić o epidemii"

 Marta Słupska
10.09.2024 13:00
Lekarka wskazuje na znaczący wzrost zachorowań. "Możemy już mówić o epidemii"
Lekarka wskazuje na znaczący wzrost zachorowań. "Możemy już mówić o epidemii" (Adobe Stock, archiwum prywatne )

Minął tydzień od rozpoczęcia roku szkolnego, a lekarze zakaźnicy mają ręce pełne roboty. - Już teraz brakuje miejsc na oddziałach, chociaż mamy dopiero początek września. Wczoraj musiałam odmówić przyjęcia czwórce dzieci - mówi dr n.med. Lidia Stopyra, kierowniczka Kliniki Chorób Infekcyjnych i Tropikalnych w Krakowie.

spis treści

1. Dużo chorych dzieci i coraz mniej miejsc

Rozpoczęcie nowego roku szkolnego oznacza nie tylko powrót do nauki, ale też większy kontakt dzieci z rówieśnikami, a tym samym - zwiększone ryzyko przekazywania patogenów. Zagrożone są nie tylko dzieci w wieku żłobkowym, przedszkolnym i szkolnym, ale też niemowlęta, których starsze rodzeństwo może przynieść chorobę do domu. W przypadku maluchów, których układ odpornościowy nie jest jeszcze do końca wykształcony, może się to wiązać z kolei z dużo poważniejszymi konsekwencjami.

Jakie choroby "królują" w tej chwili na oddziałach zakaźnych? Dr n.med. Lidia Stopyra, kierowniczka Kliniki Chorób Infekcyjnych i Tropikalnych i lekarka kierująca Oddziałem Chorób Infekcyjnych i Pediatrii Szpitala Specjalistycznego im. S. Żeromskiego w Krakowie, przyznaje, że wraz z początkiem września obserwuje dużą liczbę przyjęć dzieci z objawami COVID-19. Według danych resortu zdrowia w ciągu minionej doby odnotowano 1639 potwierdzonych zakażeń SARS-CoV-2, z czego 1191 przypadków to nowe infekcje. Statystyki nie rozdzielają zakażonych na dzieci i dorosłych.

Zobacz film: "22.10.2015 | #dziejesienazywo"

- W niedzielę 8 września przyjęliśmy sześcioro dzieci z koronawirusem. Codziennie dochodzą nowi pacjenci - zwykle są to niemowlęta, ale zdarzają się też kilkulatkowie. Objawy, z jakimi do nas trafiają, to gorączka (nieraz ponad 40 stopni) i kaszel. Konieczne jest wtedy wykonanie USG płuc i dodatkowych badań. To zazwyczaj nie są ciężkie stany, ale z powodu odwodnienia i duszności wymagają hospitalizacji - relacjonuje dr Stopyra w rozmowie z WP Parenting.

- W najbliższym czasie możemy spodziewać się większej liczby chorych z COVID-19, bo jak już są zachorowania, to kolejne pojawią się lawinowo - dodaje.

Sytuacja na oddziale robi się coraz bardziej dramatyczna.

- Problem jest taki, że już teraz brakuje miejsc na oddziałach, a przecież mamy dopiero początek września. Wczoraj musiałam odmówić przyjęcia czwórce dzieci - przyznaje lekarka.

2. Nowa epidemia?

Tym, co budzi niepokój lekarzy, jest jednak znaczący wzrost przypadków małoletnich pacjentów z enterowirusowym zapaleniem mózgu. Wywołujący je enterowirus rzadko prowadził w przeszłości do tak poważnych stanów zdrowotnych. Jak zaznacza dr Stopyra, przyjmowani na oddział młodzi pacjenci z enterowirusowym zapaleniem mózgu mają najczęściej kilka- lub kilkanaście lat.

- Możemy już mówić o epidemii. Dominującym objawem jest silny ból głowy, mogą być też wymioty i gorączka. Jest to choroba bardzo zakaźna, więc chore dzieci muszą być izolowane. Nie dysponujemy niestety lekiem przeciwwirusowym, który by zabijał enterowirusa, dlatego leczenie jest wyłącznie objawowe. Jest to jednak zapalenie mózgu, więc sytuacja potencjalnie groźna - wyjaśnia.

- Większość pacjentów przechodzi zachorowanie bez powikłań, jednak konsekwencja jest taka, że z powodu zapalenia mózgu muszą być hospitalizowani, potem nie mogą podejmować wysiłku fizycznego przez pewien czas, wymagają więc m.in. zwolnienia z WF-u, zajęć sportowych. Mogą się też u nich pojawiać nawracające bóle głowy, a nawet padaczka - dodaje.

Problem ze zwiększoną liczbą chorych zaczął się już w wakacje. Od tego czasu, jak podejrzewa ekspertka, enterowirus zmutował i być może stał się bardziej zakaźny.

- We wrześniu mieliśmy już siedem przypadków dzieci z wywołanym przez niego zapaleniem mózgu, podczas gdy wcześniej takie zachorowania stanowiły rzadkość. Najprawdopodobniej liczba chorych w najbliższym czasie będzie wzrastać - przestrzega dr Stopyra.

Dr n.med. Lidia Stopyra, kierownik Kliniki Chorób Infekcyjnych i Tropikalnych i lekarz kierujący Oddziałem Chorób Infekcyjnych i Pediatrii Szpitala Specjalistycznego im. S. Żeromskiego w Krakowie
Dr n.med. Lidia Stopyra, kierownik Kliniki Chorób Infekcyjnych i Tropikalnych i lekarz kierujący Oddziałem Chorób Infekcyjnych i Pediatrii Szpitala Specjalistycznego im. S. Żeromskiego w Krakowie (archiwum prywatne )

3. Grypa i krztusiec w natarciu

Wzrastać w najbliższych tygodniach mogą także wymagające hospitalizacji przypadki chorych dzieci z powikłaniami po przebytej grypie. Sezon infekcyjny dopiero przed nami, a w szpitalach już pojawili się pierwsi pacjenci z niepokojącymi objawami.

- To kwestia rozwojowa: jak pojawili się pierwsi chorzy, to z czasem będzie ich coraz więcej. Sytuacja będzie zależała od tego, ile osób się zaszczepi. Szczepionki przeciwko grypie są już dostępne, a właśnie one chronią nas przed groźnymi powikłaniami - mówi lekarka.

- Niestety, z doświadczenia wiem, że w Polsce mało osób się szczepi, za kilka tygodni może się więc pojawić problem. Szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie tego na oddziale, bo już teraz nie mamy możliwości hospitalizacji większej liczby dzieci, już teraz jest ciasno i są złe warunki, a musimy mieć dostęp do tlenu dla każdego przyjętego dziecka - zauważa dr Stopyra.

Problem z wyszczepialnością wiąże się także z falą zachorowań na krztusiec - chorobę, na którą, według najnowszego meldunku epidemiologicznego NIZP - PZH, w 2024 roku zachorowało już prawie 12,5 tysiąca osób, a w samym tylko sierpniu odnotowano 3850 nowych przypadków (to oznacza 24-krotny wzrost w porównaniu do tego samego okresu w 2023 roku).

- Niemowlęta, których nie zdążono jeszcze zaszczepić, i starsze dzieci niezaszczepione z wyboru rodziców chorują na krztusiec bardzo ciężko: mają bezdechy, ciężkie napady kaszlu z niedotlenieniem mózgu - przyznaje dr Stopyra, dodając, że na jej oddział trafia obecnie dużo kilkutygodniowych i kilkumiesięcznych dzieci z krztuścem.

Tym, co może pomóc przetrwać najmłodszym, które nie kwalifikują się jeszcze do szczepienia (a według obowiązkowego programu szczepień każde dziecko powinno zostać zaszczepione czterema dawkami szczepionki DTwP w 2., 3.-4. , 5.-6. i 16.-18. miesiącu życia, a następnie w szóstym roku życia), jest szczepienie dla kobiet w ciąży zalecane w III trymestrze, najlepiej przed 36. tygodniem. Chroni ono nie tylko matkę, ale też noworodka w pierwszych tygodniach jego życia.

- Wczoraj przyjęliśmy na oddziale dziecko ośmiotygodniowe z podejrzeniem krztuśca. Faktycznie kasłało tak, że objawy mogłyby przypominać tę chorobę. Jego mama jednak powiedziała, że w trzecim trymestrze ciąży szczepiła się na krztusiec. Wtedy byłam już pewna, że dziecko nie ma krztuśca. I faktycznie, badanie PCR je wykluczyło - mówi dr Stopyra.

To, co w tej chwili dzieje się na oddziałach zakaźnych, to prawdopodobnie dopiero początek sezonu chorobowego. Jak przypuszcza ekspertka, wkrótce możemy spodziewać się prawdziwego natarcia kilku chorób zakaźnych.

- Nie mamy więcej miejsc, a zachorowań będzie na pewno coraz więcej. Myślę, że poza COVID-19 będzie też więcej przypadków krztuśca, wirusa RS i prawdopodobnie możemy też spodziewać się fali zachorowania na grypę - podkreśla.

Marta Słupska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Rekomendowane przez naszych ekspertów

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze