news
Bycie położną wiąże się z ogromną odpowiedzialnością. Sama praca też nie jest łatwa, dlatego w zawodzie zostają kobiety z powołaniem.
Jedna z nich opowiada nam historie, które wprawiły ją w osłupienie, choć na bydgoskiej porodówce pracuje już od kilku lat. Zaznacza także, że praca położnej nie ogranicza się jedynie do porodówki.
- Jesteśmy też na patologii ciąży, oddziale poporodowym, noworodkowym i ginekologii – mówi położna Kasia.
Wbrew pozorom najciekawsze historie nie dzieją się na porodówce, a na izbie przyjęć. W szpitalach jest odrębne miejsce od SOR-u zwane izbą przyjęć ginekologoczno-położniczą.
Co się kryje za jej drzwiami? My jesteśmy w szoku!
Zobacz także: Nie została Nutellą. Urzędnicy odmówili zarejestrowania takiego imienia
"Niech się martwi"
Położna przyznaje, że ciężarne kobiety uwielbiają zgłaszać się do szpitala w środku nocy. Co ciekawe często powodem tej wizyty jest zrobienie na złość partnerowi.
- O 4 nad ranem, pacjentki w izbie mówią, że bardzo je boli brzuch, że mają skurcze, a po przyjęciu na oddział przyznają, że po prostu pokłóciły się z facetem i teraz chcą, żeby się pomartwił o nią i dziecko. Rozkładamy ręce – opowiada położna.
Z kolei kiedy dochodzi do porodu, panowie są tak przejęci, że najczęściej wypowiadanym zdaniem przez personel szpitala jest: "Pan stoi przy głowie. Proszę tu nie zaglądać".
Zobacz także: "Revenge Body". Kolejna niezwykła metamorfoza
Stres przyszłych ojców
Jak zaznacza położna, poród to też taki moment, w którym przyszli ojcowie odgrywają sceny rodem z filmu "Dziennik Bridget Jones".
- Pan dostał telefon od żony, że ta rodzi. Wpada do szpitala na pierwszy oddział i rzuca hasło "szukam żony!". I co mam odpowiedzieć? Że ja szukam męża? Pytam o nazwisko kobiety, a on się zastanawia i widzę jak w tej panice myśli. I nagle rzuca nazwisko panieńskie, chociaż od kilku lat żona nosi jego nazwisko – opowiada Kasia.
Panowie w stresie potrafią mówić różne rzeczy, jednak niektórzy z tego wszystkiego mylą nawet szpitale.
- Bywa też tak, że przychodzi mężczyzna albo pół rodziny i pytają gdzie leży Kowalska, ja tłumaczę, że nie mamy takiej pacjentki, a oni reagują agresją. A na końcu okazuje się, że pomylili szpitale. Ręce opadają – śmieje się Kasia.
Zobacz także: Jak się rodzi w Polsce? Takimi informacjami szpitale nie chcą się dzielić
Obecność mężczyzn przy porodzie
A jak jest z obecnością przyszłych ojców podczas porodu? Położna przyznaje, że z tym bywa różnie i nie da się jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie.
- Jedni są zaangażowani, masują, oddychają razem z rodzącą. Inni są przerażeni i siedzą w kącie w nadziei, że nikt do niczego ich nie zaangażuje. Był też taki, który przyszedł z laptopem, założył słuchawki i zaczął oglądać serial. Zażartowaliśmy, co tam ogląda, może jakieś poradniki – opowiada. - Nie… to był finałowy odcinek "Domu z papieru" Netflixa. Jego żona rodziła i się wściekła, że ogląda bez niej. Przynajmniej poród poszedł szybko – śmieje się położna.
Zobacz także: Kelnerka uratowała maltretowanego chłopca. "Zobaczyłam na jego twarzy zadrapania i siniaki"
Nietypowe metody antykoncepcji
Niestety nie wszystkie historie są równie wesołe. Położna opowiada, że jeszcze kilka lat temu standardem było znajdowanie nakrętek od dezodorantów w pochwach - stosowano je jako formę antykoncepcji.
Poza tym, że jest to mało higieniczne i jeszcze mniej skuteczne rozwiązanie, problemem staje się wyjęcie nakrętki. Przez ostre końce nie zawsze kobiety są w stanie same sobie poradzić.
- Trzy lat temu asystowałam przy badaniu ginekologicznym. Nagle na twarzy lekarza pojawiło się przerażenie. Zapytał: "Co pani tam ma?!” Kobieta miała ok. 65 lat i jak się później przyznała, tę nakrętkę miała w sobie ponad 10 lat. Biedny lekarz myślał, że czuje kość - ciągnie Kasia.
Zobacz także: Mężczyzna, który urodził dziecko
Legenda izby przyjęć
Jednak na miano legendy szpitalnej izby przyjęć zasłużyła inna pacjentka, która zgłosiła się do lekarza z… kulą bilardową w pochwie.
- Czarna ósemka. A tego nie dało się łatwo wyciągnąć, bo metalowe narzędzia ześlizgiwały się. Potrzebny był próżnociąg położniczy, czyli taka duża przyssawka, którą używa się na porodówce, kiedy życie dziecka jest zagrożone i trzeba je szybko wyciągnąć na świat. Dlatego nie ma się co bać, kiedy urwie się sznurek od tamponu, bo widzieliśmy dziwniejsze rzeczy – zapewnia położna. - Zdarzają się klucze, korki od wina, niedopałki papierosów. Nie potrafię wytłumaczyć, co kieruje tymi kobietami – mówi.
Jak widać, polskie porodówki i izby przyjęć obfitują w zarówno zabawne, jak i przerażające historie.
A wy przeżyliście jakieś przygody?
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl