Matko, lecz swoje dziecko sama!
O tym, jak ciężko jest znaleźć dobrego pediatrę, do tej pory słyszałam tylko z opowiadań matek koleżanek. Z chwilą przyjścia na świat mojego Pierworodnego przekonałam się o tym bardzo boleśnie. Nie jestem wrogiem lekarzy, mam do nich wielki szacunek, bo oprócz wpadek trafiłam także na prawdziwych profesjonalistów, którzy poszli na medycynę z powołania, a nie dla pieniędzy. Jednak piszę to ku przestrodze, bo wiem, że wiele mam doświadczyło pdoobnych sytuacji.
1. Poszukiwanie pediatry czas zacząć
Kiedy nadeszła ta wiekopomna chwila zaczęły się moje poszukiwania. Rozpoczęłam je od wertowania internetu. Odwiedziłam chyba większość for i portali opiniujących lekarzy, przeczytałam setki wypowiedzi mam z mojego miasta i dzielnicy. Oczywiście nie wierzyłam bezgranicznie temu, co znalazłam w sieci, bo przecież każdy wie, że internet kłamie, więc uruchomiłam pocztę pantoflową. W końcu wybrałam. Przychodnia niedaleko mnie, lekarze z dobrymi opiniami i wizyty domowe, jednym słowem ideał! Rzeczywistość niestety okazała się inna...
2. Pierwsza Pani Doktor
Starsza Pani, bardzo przyjemna i wydawałoby się z profesjonalnym podejściem do dzieci. Pierwsza wizyta przebiegła w sympatycznej atmosferze, Pierworodny nie był zachwycony, ale też strasznie nie protestował. Pierwsze zgrzyty zaczęły się, gdy chciałam zamówić wizytę lekarską w domu. Niestety miła Pani doktor odpowiedziała, że ona po domach nie będzie chodzić...
Drugi problem zaczął się, gdy syn miał 1,5 roku i bardzo gorączkował (39 stopni i wyżej). Nos drożny i brak kaszlu, osłuchowo czysty, gardło w porządku. Pani doktor stwierdziła trzydniówkę. Kazała podawać paracetamol i ibuprofen na zmianę i czekać. Tak upłynęło nam 6 dni, ale szybko wróciliśmy do lekarki, ponieważ nasze dziecko było tak słabe, że leciało przez ręce. Zaznaczyłam, że syn przestał jeść stałe pokarmy, na co doktor stwierdziła, że przy takiej gorączce też by nie miała apetytu... Pani doktor znowu stwierdziła, że to na pewno trzydniówka i żebym czekała na wysypkę.
Wysypki się nie doczekałam, na własną rękę wykonałam badania krwi i z nimi pojechałam do szpitala na SOR, bo gorączka trwała już 6 dni. Tam pediatra zajrzał do gardła i się przeraził... Syn miał czerwone gardło z czopami ropnymi, przez które nie mógł jeść. Okazało się, że trzydniówka nie była trzydniówką, a szkarlatyną... 10 dni silnego antybiotyku w zastrzykach dwa razy dziennie.
Po przyjściu na kontrolę i opowiedzeniu, jak się skończyła owa trzydniówka, Pani nadal upierała się, że to była infekcja wirusowa, a wysypka, która pojawiła się 7 dnia od wystąpienia pierwszych objawów to potwierdza. No cóż, kolejny raz do niej nie poszliśmy...
3. Druga Pani Doktor
Nowa przychodnia z równie dobrymi opiniami. Pani pediatra, która kiedyś pracowała w szpitalu dziecięcym, obecnie tylko w przychodni. Pierworodny bardzo ją polubił, nie płakał. Dużym plusem było to, że bez potrzeby nie dawała antybiotyku. Pomyślałam, że znalazłam tego właściwego. A jednak...
Syn zaczął gorączkować, temperatura 38,5, lekki katar o żółtym zabarwieniu. Poszłam z nim do lekarza, gdy tylko zaczęły się objawy. Pani go osłuchała, zajrzała do gardła i stwierdziła, że to wirusowe. Zapisała proleki (ibuprofen na gorączkę i kropelki do nosa na noc). Minął tydzień, umówiłam nas na kolejną wizytę, bo dziecko cało czas gorączkowało i bardzo niespokojnie spało w nocy. Pani doktor stwierdziła, że to przez katar.
Dzień przed wizytą kontrolną, doszło do czegoś, czego nikt się nie spodziewał... Z ucha mojego dziecka zaczęła wyciekać ropa! Nie sączyć się, ale wyciekać. Ponownie wylądowaliśmy na sorze.
Tam laryngolog stwierdził ropne, bakteryjne zapalenie ucha z pęknięciem błony bębenkowej. Znowu syn dostał antybiotyk, bo nic innego by już nie pomogło. Na wizycie kontrolnej Pani doktor pytała się mnie, jakbym była lekarzem, skąd to się wzięło. Na moje stwierdzenie, że na pierwszej wizycie nie sprawdziła uszu dziecku, nic nie powiedziała, tylko wzruszyła ramionami i powiedziała, że sama powinnam być lekarzem swojego dziecka i skoro ja nie zauważyłam, to ona też mogła nie zauważyć.
Po swoich przeżyciach wiem już jedno, że nawet lekarzowi o najlepszych opiniach, tych z internetu i tych od mam należy niestety patrzeć na ręce. Wiem, że są cudowni lekarze z pasją, wiedzą i doświadczeniem. Wiem też, że każdemu mogą zdarzyć się pomyłki, ale trzeba się do nich umieć przyznać. To wielka sztuka powiedzieć przepraszam. Dlatego, jeśli coś nam nie pasuje, przeszkadza, to należy szukać tego właściwego specjalisty, bo nie warto narażać dziecka na długotrwałe leczenie, a siebie na nerwy i wyrzuty sumienia.