Wyciągnęła 150 kleszczy z ciała dziecka. Przypominały wysypkę
Nie tylko dojrzałe kleszcze są niebezpieczne dla zdrowia i życia człowieka. Kontakt z larwami także wiąże się dużym ryzykiem, które dodatkowo podnosi fakt, że trudno je dostrzec. Łatwo je przeoczyć, ponieważ są niewielkie. Co więcej, można je pomylić z pieprzykiem lub brudem.
Przekonała się o tym Beka Setzer, mama Emmalee. Kobieta wyciągnęła z ciała swojego dziecka 150 pasożytów!
Zobacz też: Owoce, które nie pójdą w boczki. Jedz bez wyrzutów sumienia
150 kleszczy
Emmalee bawiła się na dworze, w przydomowym ogrodzie. Kiedy wróciła do mieszkania, na powierzchni jej ciała można było zauważyć małe czarne punkty. Przypominały nieco zabrudzenie albo niewielkie nasiona. Mama dziewczynki, Beka Setzer, próbowała oczyścić skórę córki, jednak bezskutecznie.
Okazało się, że były to niewielkie kleszcze, które ulokowały się niemal na całym ciele Emmalee — na nogach i rękach, na brzuchu i pod pachami. Łącznie było ich aż 150!
Zobacz też: Seks? Nie, dziękuję. Polacy mają poważne problemy w łóżku
Natychmiastowa terapia
Wówczas Beka przystąpiła do wyciągania nimf (to stadium rozwoju kleszcza pomiędzy larwą a jego dojrzałą postacią). Zajęło jej to półtorej godziny. Następnie wykąpała córkę, uważnie przyglądając się powierzchni jej ciała. Wyprała ubrania i zabawki, z którymi Emmalee miała styczność. Na wszelki wypadek podała jej też lek przeciwhistaminowy.
Kolejnego dnia rano Emmalee obudziła się z podwyższoną temperaturą ciała. Miała też opuchnięte węzły chłonne. W miejscach, gdzie zagnieździły się kleszcze, pojawiły się czerwone plamy.
Beka Setzer natychmiast zawiozła córkę do lekarza, który zdecydował o tym, że dziewczynka zostanie poddana terapii antybiotykowej i antyhistaminowej. Część wyciągniętych z ciała Emmalee nimf przebadano. Wyniki analizy dowiodły, że były to kleszcze. Na szczęście nie były one nosicielami boreliozy.
Miejcie się na baczności
Dzięki wdrożonemu leczeniu Emmalee ma szybko wrócić do zdrowia. Jej mama, przerażona tym, co działo się z dzieckiem, zdecydowała się upublicznić informację o zdarzeniu. W mediach społecznościowych opublikowała m.in. zdjęcia i film. Zrobiła to, aby zwiększyć świadomość zagrożenia nimfami wśród osób dorosłych.
"Chciałabym, żeby każdy rodzic to zobaczył i miał się na baczności. Nimfy zdecydowanie łatwiej przeoczyć na ciele dziecka albo własnym niż dorosłe kleszcze" - napisała.